Dalszy demontaż i szukanie „dziury w
całym” ukazały moim oczom kilka niemiłych niespodzianek. Przede wszystkim garb
był uderzony w lewy przód. Niby później był naprawiany ale niezbyt rzetelnie, co
spowodowało komplikacje w postaci nie pasującej nowej maski przedniej, jak
również sporej dozy szpachla na przednim pasie oraz nadkolu garba. Najgorsze
jest to, iż prowadzący remont fachowcy nie są chętni do prostowania nieudanej
naprawy swoich poprzedników. No cóż sam tego nie zrobię więc musi tak zostać.
Cieszyć może za to fakt, że auto zostało wcześniej solidnie wyspawane czego
dowodem są liczne łaty, a spawy dodatkowo wymiedziowane – teraz rzadko komu chce
się tak „rzeźbić”. Więc może nie jest tak źle…
Przy okazji poznałem oryginalny kolor
mojej 1303 jeczki – czerwony, jak również kolejne jego wcielenia – fioletowy,
malinowy…
Pod prawym otworem wentylacyjnym, za
tylnym bocznym oknem wycięto skorodowane miejsca. Widać przyczynę występowania
korozji w tym miejscu – zastosowana przez konstruktorów pianka trzyma wilgoć,
która z pewnością ma swój duży wkład w powstawaniu pryszczy.
Wyczyszczone do gołej blachy zostały
fragmenty rynienek na bokach dachu. To również pięta Achillesa w karoserii
garbusa. |